Moje Chiny

Shanghai

Od blisko trzech tygodni podróżujemy po Chinach. Od Guangzou na południu przez Xiamen, Zhangjiajie i okolice, Wenzhou, Hangzhou, Suzhou, Shanghaj i Pekin na północy.
Mam tu całe mnóstwo przyjaciół i znajomych, którzy są dla mnie jak moja druga, przyszywana rodzina, która zna mnie od niemalże 30 lat.

Chiny odwiedziłam trzeci raz w moim życiu. Wcześniej byłam tu 11 i 22 lata temu (!) i choć wówczas tylko w Pekinie i okolicach to widzę ogromne zmiany jakie zaszły w tym kraju i mam co porównywać. Choć to temat rzeka na kilka długich nocy to podzielę się kilkoma spostrzeżeniami. Bez oceniania kraju, a raczej pokazując dobroć jego mieszkańców.

Niemalże każde miasto jest co najmniej kilkunastokrotnie większe i wyższe niż Manhattan. Nowy Jork to pikuś przy dowolnym chińskim mieście, których nazw większość z nas – mieszkańców zachodu, nigdy nawet nie słyszała.
Buduje się tu w górę by zaoszczędzić przestrzeń więc drapacze chmur to tu norma. Niektóre aglomeracje liczą tyle mieszkańców co cała Polska.
Choć nieruchomości to temat skomplikowany to warto wiedzieć, że cena metra kwadratowego w Pekinie to ok. 30-50 tys. dolarów. Mieszkań i to tych dużych buduje się tu całe mnóstwo.

Spanie i zbieranie pieniędzy na ulicach jest zakazane. Po ulicach nie jeżdżą już riksze jak to było kiedyś. Jeżdżą za to bmw, mercedesy, volkswageny, porsche, lamborghini czy maserati i jest ich całe mnóstwo. Dobry, zachodni samochód to dla typowego Chińczyka oznaka bogactwa.

Jest bardzo czysto. Z dzieciństwa pamiętam chińskie, wielkie karaluchy w hotelach czy na ulicach, a w trakcie tej podróży widziałam tylko jednego.
Centra miast zdobią kwiaty, na które rząd wydaje mnóstwo pieniędzy.

W gazetach niewiele jest już reklam, których bohaterami są mieszkańcy zachodu. Osoby o białym kolorze skóry czy blond włosach jak moje nie robią już to na nikim żadnego wrażenia. Chińczycy mają więc mniej kompleksów niż kiedyś i stawiają na swoich.

Wszyscy i wszystko jest skrupulatnie kontrolowane. Niemal wszędzie są kamery. Dosłownie co sto metrów na drogach miast filmują przejeżdżające samochody. Płacąc za zakupy na słynnym silk markecie w Pekinie trzeba podejść do kamery, która zarejestruje naszą twarz. Co oznacza nadmierna kontrola? Rzecz jasna strach.

Facebook, instagram, whatsup są zablokowane. Lokalny facebook to WeChat, którego obecnie nie jest tak łatwo zainstalować jak kiedyś.

Całe mnóstwo rzeczy tworzonych jest w kontrze do USA. Pomimo tego USA to nadal kraj, do którego z chęcią bogaci Chińczycy wysyłają swoje dzieci by zdobyły wykształcenie. Edukacja jest dla chińskich rodzin bardzo ważna.

Wszyscy i wszystko jest świetnie zorganizowane – w tym w szczególności transport publiczny. Logistyka to podstawa przy takiej ilości ludzi.

W Chinach coraz cześciej stawia się na jakość. W przemyśle modowym firmy stać na to by zatrudniać najlepszych włoskich designerów, których kiedyś tylko kopiowali.

Czytałam artykuł, z którego wynika, że paradoksalnie wśród największych krajów świata to właśnie Chiny będą w niedalekiej przyszłości najbardziej dbać o środowisko świadomie dostosowując swoją gospodarkę pod potrzeby naszej planety. Już na przykład tworzą buty z recyklingu, używają elektrycznych skuterów czy edukują nakłaniając do używania mniejszej ilości ręczników papierowych w publicznych toaletach.

Widać kosmicznie szybki rozwój nowych technologii. Za kilka lat najprawdopodobniej Chińczycy wyeliminują obrót gotówkowy. Dosłownie za wszystko płaci się tu za pomocą WeChat czyli lokalnego facebooka, który skanuje QR kod i jest połączony z chińskim kontem bankowym. Do części atrakcji turystycznych w ogóle nie da się wejść bez zakupu biletu online przez WeChat.

Mieszkańców Chin jest tak strasznie dużo, że łatwo poczuć się tu małym, a trudno wyjątkowym. Na ulicach widać całe mnóstwo małych dzieci bo ich liczba znacznie wzrosła odkąd rząd zezwolił chińskim rodzinom na posiadanie drugiego dziecka.
W kulturze kolektywnej, jaką jest kultura chińska, tylko grupa ma siłę i potencjał (btw, widać to nawet po tym, że Chińczycy nie robią zdjęć typu selfie). Tu ważne są relacje – w tym te rodzinne i przyjacielskie, które pielęgnuje się latami. Nie jest wcale łatwo nawiązać przyjaźń – czy z życiu prywatnym czy w biznesie, ale jak już ją nawiążesz to będzie ona na lata.

A propos biznesu to zwykle łatwiej robić go z Chińczykami niż z Chinkami. Dlaczego? Bo Chinki są zazwyczaj bardzo wymagające, kontrolujące i twarde w negocjacjach.

Chińczycy i Chinki są niezwykle gościnni. Dasz im kostkę czekolady a odwdzięczą się całą jej tabliczką. A nawet kontenerem 😂😜
Potrafią również bardzo dobrze się bawić. Zarówno z alkoholem jak i bez. Śpiewają (karaoke to podstawa), tańczą i potrafią wypić więcej (nie tylko herbaty…😉) niż statystyczny Polak czy Polka.

I choć krajobrazów – tych miejskich jak i pozamiejskich, naoglądałam się całe mnóstwo to i tak najwięcej nauczyłam się od ludzi – przyjaciół i znajomych, którzy pokazali nam lokalną, bardzo różnorodną kulturę oraz przedstawili swój pogląd na kraj – w tym politykę, i to z bardzo różnych perspektyw.

Do tej pory Chińczycy uczyli się od nas – mieszkańców zachodu. Choć jest to kraj wielu kontrastów, skomplikowany politycznie, z całym mnóstwem ciemnych stron, o których tu pisać nie będę, to i tak śmiało mogę powiedzieć, że dziś my – ludzie zachodu, możemy nauczyć się wiele od jego mieszkańców.

Sie sie🙏🙏

P.S. Link do posta i fot znajdziecie KLIKAJĄC TU.

Fota tytułowa posta to Shanghai z pixabay.

0
Zostaw komentarz